fbpx

Nowa Lewica

image_intro_alt

Gdula: Gowin u szyi 

Gowin był ministrem u Donalda Tuska, Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego. U władzy zawsze działał tak, żeby zmian dokonać tam, gdzie nie należało, a powstrzymać tam, gdzie akurat były potrzebne.  

Konferencja o bezpieczeństwie, organizowana przez prezydentów Kwaśniewskiego i Komorowskiego z udziałem liderów opozycji, miała być forum dla zaprezentowania tego, co łączy dziś partie stanowiące alternatywę dla rządów PiS. Orientacja proeuropejska i kwestie bezpieczeństwa Polski są z pewnością tematami, gdzie łatwo osiągnąć wiarygodny kompromis. Po spotkaniu wszyscy zaczęli mówić jednak nie o Europie czy NATO, ale o Jarosławie Gowinie. Czy to aż tak nieoczekiwane? 

Gowin był ministrem u Donalda Tuska, Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego. Partie się zmieniały, a on zawsze był w rządzie, wiecznie ustawiony tak, że któryś z liderów uważał, że warto na niego zagrać. A gdy już był u władzy, zawsze działał tak, żeby zmian dokonać tam, gdzie nie należało, a powstrzymać tam, gdzie akurat były potrzebne. 

Jako minister sprawiedliwości w rządzie Tuska Gowin przygotowywał ustawy deregulujące zawody. Zlikwidowano między innymi zawód urbanisty jako zawód zaufania publicznego i posiadający swój samorząd. Jak wiadomo, Polska jest krajem, w którym ład przestrzenny i urbanistyczny ludzie wysysają z mlekiem matki. Nie potrzeba tutaj troski o standardy. 

Jako minister nauki Gowin zradykalizował wcześniejsze reformy, wprowadzając na uczelniach więcej konkurencji, biurokracji i centralizacji władzy w rękach rektorów. Gdy dziś na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie rektor prowadzi politykę antypracowniczą, zwalniając niewygodnych dla siebie ludzi, to dzieje się tak, ponieważ Jarosław Gowin stworzył do tego odpowiedni klimat. Gdy w szpitalach uniwersyteckich (CMKP, WUM) zwalniani są doświadczeni szefowie klinik, to odpowiedzialny za to jest Gowin i jego reformy. 

Jakie zmiany blokował? W 2009 roku domagał się moratorium na zabiegi in vitro. Animowana przez niego dyskusja i zgłaszanie kolejnych projektów przeciągnęło prace nad ustawą na kilka lat. Przegłosowana na finiszu rządów PO ustawa także nosiła piętno jego działań: nie dopuszczono w niej na przykład in vitro dla samotnych kobiet. W 2016 roku współtworzony przez Gowina rząd zaprzestał finansowania in vitro ze środków publicznych. 

Wcześniej, w 2013 roku, ówczesny minister sprawiedliwości był głównym rozgrywającym w kwestii zablokowania ustaw o związkach partnerskich. Wypowiadał się o ich domniemanej niekonstytucyjności i razem z PiS i PSL zagłosował skutecznie za ich odrzuceniem w pierwszym czytaniu. Jeśli chodzi o prawa kobiet, to w 2020 roku, wyrokiem upolitycznionego TK, popierana przez niego ekipa doprowadziła do wprowadzenia praktycznie całkowitego zakazu aborcji w Polsce. 

Tego wyroku nie byłoby, gdyby przez kilka lat nie pracowano nad stworzeniem pisowskiego ładu. Jarosław Gowin pomagał go budować przez sześć długich lat. Kiedy likwidowano niezależność trybunału. Kiedy ograniczano autonomię sądów. Kiedy demolowano media publiczne. Kiedy politycy prawicy atakowali osoby LGBT. Kiedy demontowano samorządność na uczelniach, zduszano strajk nauczycieli, sprzedawano trefne respiratory, wstrzymywano inwestycje w energię wiatrową. To, że Jarosław Gowin deklarował, że „głosował, ale się nie cieszył”, nie załatwia sprawy. 

W najbliższych wyborach kluczową kwestią będzie wiarygodność. Czy po odsunięciu PiS od władzy nastąpi rzeczywista zmiana, czy będziemy mieli do czynienia z korowodem kompromisów i urządzaniem się w systemie stworzonym przez Jarosława Kaczyńskiego? Gowin jest politykiem, którego obecność na listach partii opozycyjnej to komunikat, że głębokiej zmiany nie będzie. Dlatego trudno mi zrozumieć jej liderów, którzy holują go za sobą. Jeśli chcą zmienić obecną władzę, to po co im ktoś, kto jest jednym z symboli jej utrwalania, a jego polityczne poparcie mierzone sondażowo jest równe zeru? 

Trudno jednak na to coś poradzić. Być może zwycięży rozsądek i kalkulacja, że partia z Gowinem na pokładzie ma większe szanse na zatonięcie i ostatecznie Jarosław Gowin zasili drużynę polityków pozaparlamentarnych. 

Co jednak, jeśli znów – niestety – znajdzie się w Sejmie? Wtedy pojawia się pytanie o jego udział w rządzie. Oczywiste jest, że w przypadku dania mu jakiejkolwiek realnej władzy wszelkie zmiany w kwestiach dotyczących wolności obywatelskich będą znów miały swojego silnego hamulcowego, głoszącego prawicowe „wicie, rozumicie” na przekór opinii społecznej i zdrowemu rozsądkowi. 

To, że Gowin był obrońcą fatalnych rozwiązań, jeśli chodzi o sądy czy media publiczne, może też tworzyć pokusę, żeby czasu minionego nie rozliczać, bo „przecież są z nami ludzie, którzy też przyłożyli rękę do budowania pisowskiego ładu”. Stąd już tylko krok do refleksji, że może rozwiązania stworzone pod PiS świetnie nadają się także dla nowego rządu, bo dają większe możliwości i pozwalają łatwiej zachować władzę. 

To byłaby katastrofa. Dlatego trzeba jasno powiedzieć, że rząd z lewicą to rząd bez Gowina, a rząd z Gowinem to rząd bez lewicy. 

Maciej Gdula, poseł Lewicy  
Tekst oryginalnie ukazał się na stronach Krytyki Politycznej 

Newsletter

Chcesz być na bieżąco? Zapisz się do naszego newslettera!
W związku z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) nr 2016/679 o ochronie danych, wyrażam zgodę na gromadzenie, przetwarzanie oraz wykorzystywanie przez Nową Lewicę przekazanych przeze mnie danych osobowych w celach informacyjnych i promocyjnych związanych z działalnością Nowej Lewicy w celach administracyjnych na użytek newslettera, w szczególności wyrażam zgodę na otrzymywanie drogą elektroniczną newslettera oraz informacji o przedsięwzięciach organizowanych lub współorganizowanych przez Nową Lewicę, a także informacji o bieżących wydarzeniach politycznych. Czytaj dalej...
Polityka prywatności | Polityka cookies © 2021 Nowa Lewica. Projekt i wykonanie: Hedea.pl

UWAGA! Ten serwis używa cookies i podobnych technologii.

Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Czytaj więcej…

Rozumiem